Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Data publikacji: 01-09-2008 | Autor: | Halina Olszowska |
Danuta M. była osobą dyspozycyjną, co – poza wykształceniem, a w szczególności otwartym przewodem doktorskim na wydziale prawa – miało stanowić podstawę zawarcia z nią umowy-zlecenia, mimo innego rozumienia przez każdą ze stron pojęcia dyspozycyjności. Wbrew kodeksowej definicji umowa nie określała do wykonania jakiej konkretnej czynności Danuta M. się zobowiązywała. Nie wiadomo więc było, na czym ma polegać należyta staranność w wykonaniu zlecenia, od której między innymi zależała wypłata umówionego wynagrodzenia. Przedmiot zamówienia był opisany ubogo jako „usługi konsultacji z zakresu zamówień publicznych oraz sporządzanie niezbędnych opinii”. Burmistrz bowiem uznał po prostu, że w razie potrzeby powinna „być pod ręką” i reagować niezwłocznie na jego zawołanie, a zapłaci się jej za faktycznie wykonaną pracę, która potem skalkuluje się, mnożąc faktycznie przepracowane godziny przez umówioną stawkę godzinową. Można powiedzieć, że umowa była „otwarta” i tylko od Danuty M. zależało, kiedy zostanie zamknięta. Przepracowane godziny Danuta M. miała notować w specjalnym zeszycie i przedkładać do akceptacji samemu burmistrzowi. To on miał decydować, czy na czytanie tomów dokumentacji Danucie M. faktycznie potrzebne są 4 godziny, a dojazd do siedziby gminy istotnie zajmuje jej ponad pół godziny. Ta ostatnia kwestia była sporna od początku, bo burmistrz uważał, że skoro on swoim BMW w 30 minut przeskakuje 60 km, to Danuta M. swoje 35 km powinna przejechać w 15 minut albo zmienić samochód. Kolejnym punktem zapalnym w kontaktach Danuty M. z burmistrzem było inne postrzeganie dyspozycyjności. Ona uważała, że trzeba się stawić na wezwanie, zająć określoną sprawą, wnikliwie przeanalizować wszystkie dokumenty i wydać jednoznaczną opinię w sprawie. On z kolei uważał, że dyspozycyjność oznacza jej zgodę na wszystkie jego sugestie. Służbowe rzecz jasna.
Mimo takiego połączenia lodu z ogniem współpraca rozpoczęła się niemal natychmiast po podpisaniu umowy przez strony. Danuta M. wprawdzie sugerowała sporządzenie porządnej umowy, jednak burmistrz po konsultacjach ze swoim człowiekiem od zamówień stwierdził, że to jest zamówienie poza ustawą, więc umowa wcale nie jest potrzebna. No, chyba że Danuta M. zamierza w tej gminie zarobić ponad 14 tys. euro... – zażartował na koniec Burmistrz, by sprawdzić, czy rzeczywiście trafił na taki skarb, jak zapewniał sekretarz gminy, poprosił na początek współpracy o sprawdzenie specyfikacji istotnych warunków zamówienia robót budowlanych. Wcześniej kontroler rio znalazł w specyfikacji tak wiele błędów, że nie nadawała się do poprawienia, bo łatwiej było ją napisać na nowo.
Pełna treść artykułu jest dostępna w papierowym wydaniu pisma.
All rights reserved © 2019 Presscom / Miesięcznik Przetargi Publiczne